Forum Naruto For Life. Strona Główna
 
 FAQFAQ   FAQSzukaj   FAQUżytkownicy   FAQGrupy  GalerieGalerie   FAQRejestracja   FAQProfil   FAQZaloguj 
FAQZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   
[i][Z] I'm not alone

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Naruto For Life. Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Taida
Genin



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 373
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:04, 12 Lut 2010    Temat postu: [i][Z] I'm not alone

Dawno nie dawałam nic od siebie, chociaż odkąd tu ostatnio byłam, wiele rzeczy uformowało się w mojej głowie. Korzystając z okazji, dodam coś, co napisałam dość dawno temu, bo pod koniec wakacji, no, może trochę później. W każdym razie głównym założeniem tego tekstu była... przyjaźń. Inspirowana szczerymi rozmowami, toną AMV z nastrojową muzyką, stwierdziłam, że kłębiące się wewnątrz uczucia muszą znaleźć ujście. Cóż, może treść jest nieco dziwna, chciałam jednak przekazać kilka rzeczy trzem osobom, które są dla mnie naprawdę ważne. Nawet jeśli znam je tak krótko.

Tematyka:
Inna -> Bleach.
Pairing: Hitsugaya/Matsumoto.



Siedząc w ciemnym pokoju, wsłuchuję się w ciężkie krople bębniące o parapet okna. Oczy mam zamknięte, nie widzę mroku, który mnie otacza. Wyobrażam sobie jednak łzy spadające na ziemię. Zupełnie jakby anioły zasiadające w niebiosach płakały. Absurd. Bo anioły przecież nie płaczą.
Gęste chmury z pewnością zakryły lazurowy błękit, który rozciągał się ponad mną jeszcze rankiem. To jakiś nierozgarnięty artysta wylał na niebo swe farby. Połączył ostrą czerń z kojącą bielą, tworząc smutną szarość. Szarość, którą widziałam mimo zaciśniętych powiek i czułam całą sobą. Tak wiele chciałam teraz powiedzieć, ale tak mało słów miałam w zanadrzu.
Martwa cisza panowała w zaciemnionym pokoju. Jedynie głuchy wiatr delikatnie ocierał się o gruby mur, a krople niecierpliwie dzwoniły o szyby. Odchyliłam głowę w tył, próbując kolejny raz zebrać swe myśli w sensowną całość. Niestety. Ilekroć próbowałam, wymykały mi się niczym stado wystraszonych motyli. Przemykały między mymi palcami, łaskocząc je kruchymi skrzydełkami i wzlatywały wysoko, tam gdzie nie byłam w stanie ich sięgnąć. Ale wiedziałam, że wrócą. Zawsze wracały. W najmniej oczekiwanych momentach ujawniały swą obecność, odwracając moją uwagę od zwykłych, przyziemnych rzeczy. A przecież chciałam jedynie zastanowić się nad sobą. Nad uczuciami, które falami zalewały moje serce i kłębiły się w nim niczym puchate chmury nad opuszczonym miasteczkiem. Ja stałam tam, pośrodku, szczelniej otulając się płaszczem i starając uciec przed tą martwotą w nim panującą. Zaciskałam dłonie, odwracałam wzrok, udawałam, że nie dostrzegam ciemnych obłoków, nasuwających się ze wschodu, rozpadających się drewnianych chat, które niegdyś tętniły życiem, wydeptanej ścieżki pokrytej brudnym żwirem i pozrywanych linii wysokiego napięcia, kołyszących się w takt jęczącego wiatru. Obrazu nędzy i pustki. Oazy szczęścia i spokoju, którym jeszcze niedawno było to miejsce. Jednak teraz jest za późno. Bo Ciebie już nie ma.
Uczuć nie da się sensownie ubrać w słowa. To nie lalka, którą należy odziać w piękną suknię, przewiązać aksamitną wstążką, a we włosy wpleść kolorowe, słodkie kwiaty wiśni. To coś bardziej skomplikowanego. Coś, z czym nigdy nie potrafiłam sobie poradzić. Kiedyś powiedziałeś, że to miecz obosieczny. Radują twą duszę, ale z drugiej strony wbijają ostrze w sam środek serca, uśmiechając się przy tym cynicznie. Doskonale o tym wiedziałam. Jeden raz dałam się w ten sposób pokonać. Poczułam wówczas zimną stal, przeszywającą moje wnętrze i krew płynącą po ostrzu. Wiedziałam, że to się stanie. Mogłam uciec, odpędzić od siebie to paradoksalne uczucie bezsilności i ująć dłoń, którą do mnie wyciągnąłeś, ale sądziłam, że mi się uda. Przecież byłam odważna. A przynajmniej za taką mnie uważano. Nie zrobiłam tego. Spadłam w bezmiar własnej rozpaczy i tkwiłam w nim przez długi czas. Ciemność otaczała mnie z każdej strony, drwiące głosy nawiedzały w snach, Jego oblicze wciąż miałam przed oczami. Co nocy budziłam się zlana zimnym potem z tą przytłaczającą świadomością, że pokonała mnie własna słabość. Uczucia, przed którymi mnie ustrzegałeś. Wiedziałeś to, a jednak uparcie milczałeś.
Pewnego wieczoru się powtórzyło. Kolejny koszmar nadleciał niczym jastrząb polujący na swą ofiarę. Ta sama twarz, ironiczny uśmiech i gorzkie słowa, wypływające z ust. Słowa ranią mocniej od czynów. Te wypowiedziane przez niego, robiły to niemal codziennie. Wyrwałam się z tego bolesnego amoku, zaczerpnęłam chłodnego, nocnego powietrza i ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się niczym obłąkany starzec, który utracił wzrok. Zataczałam duże okręgi, nie wiedząc co zrobić ze swym parszywym losem. Zwyczajnie nie potrafiłam na powrót ująć go w dłonie i złożyć w jedną całość. Kolorowy obrazek słodkiego życia roztrzaskał się, a silny wiatr wyniósł niektóre jego elementy gdzieś daleko, poza mój zasięg. Ale wtedy pojawiłeś się Ty. Stałeś, oparty o parapet mego okna i wodziłeś wzrokiem po ścianach. Doskonale to pamiętam. Jasne światło księżyca tańczyło w Twych włosach, nadając im srebrzystych refleksów, a błyszczące oczy wydawały się być zamyślone. Ręce wsunięte miałeś do kieszeni, białe haori niedbale zarzuciłeś na ramiona. Wyglądałeś niczym piękny anioł, którego zesłano mi z nieba. Miałeś być moim przewodnikiem w drodze do wcześniejszego życia. Przecież tak tęskniłam za dawną rutyną.
Wystarczył jeden Twój uśmiech, by utracone nadzieje wróciły jak za dotknięciem magicznej różdżki. Właściwie… to nawet nie był uśmiech. Ledwo widoczny grymas na bladym obliczu. Jednak wystarczył, bym zrozumiała, że to Ty jesteś osobą, której mogę bezgranicznie zaufać. Jedyną, która całkowicie mnie zrozumie. Podsyci tę malutką iskierkę, tlącą się gdzieś na dnie mego zranionego serca i pomoże spłonąć absurdalnym smutkom.
Nigdy nie dostrzegałam tego, że byłeś obok. Zbyt zajęta chorym dążeniem do równowagi, której nie byłam w stanie osiągnąć. Mijałam Cię, nie wiedząc kim naprawdę jesteś. Zwykły człowiek, jakich wielu. Zresztą co tu było mówić, jak mogłam poznać kogoś, skoro nie miałam pojęcia kim sama jestem?
Niebawem pospieszyłeś mi z odpowiedzią. Zasiedliśmy na dachu jednego z budynków, obserwując zachodzące słońce. Pamiętam, że miałeś wtedy zupełnie nieodgadniony wyraz twarzy. Lekko mrużyłeś oczy przed ostatnimi promieniami, pochłaniając każdy element wieczornego krajobrazu. Niebo, które wyglądało jakby ktoś kilkoma szybkimi ruchami rozmazał na płótnie pastelowe barwy, strzeliste, skąpane w złocie wieżyczki w oddali, zalane światłem i cieniem brukowane alejki, a na nich pojedyncze osoby. Gdzieniegdzie, wysoko na horyzoncie wzbijał się w powietrze jakiś ptak. Kreślił majestatyczne, widoczne tylko sobie wzory, po czym pikował w dół i znikał w gąszczu drzew. Powiedziałeś wówczas, że lubisz tu przychodzić, gdy coś dręczy Twój umysł. Nic tak skutecznie nie pomaga w ogarnięciu rozszalałych myśli jak zbawienna cisza i widok szykującego się do snu miasta.
- Obserwuję wówczas ludzi. Każdy jest zupełnie odmienny, ma inny wyraz twarzy i wykonuje inne gesty. To dużo o nim mówi. Widzę, kiedy jest zły, sfrustrowany, ma ochotę krzyczeć, a nawet zabić. Bo człowiek jest skomplikowaną istotą. Skrywa swe problemy na dnie serca i udaje, że wszystko jest w porządku. Uśmiecha się, choć ma ochotę płakać. Milczy, gdy chce wyć. Odchodzi, kiedy chce zostać. Może i to pomaga, w jakiś sposób absorbuje go, jednak natłok gromadzących się sprzecznych uczuć po pewnym czasie zaczyna ciążyć. Czuje gruby, krępujący go łańcuch, którego nie jest w stanie sam przerwać, ale w dalszym ciągu udaje. Cierpi w samotności, ponieważ uważa, że na nią zasłużył.
Słuchałam Cię w ciszy. Mówiłeś jak mędrzec, zupełnie jakbyś był tym człowiekiem, o którym właśnie opowiadasz. A to przecież był absurd. Nie mogłeś nim być. Na Twej twarzy nie widniała ani jedna oznaka smutku czy choćby żalu. Opanowany do granic możliwości, skupiony, indywidualista. Tak odmienny ode mnie. Odwróciłam wzrok, a Ty mówiłeś dalej. Słowa wypływały z Twych ust potokiem. Czułam jakbym zanurzała się w chłodnej wodzie, zmywającej ze mnie wszystkie wątpliwości, a moje spojrzenie na świat ulegało zmianie. Przez ponurą szarość zaczęły przebłyskiwać elementy jasności, w które odważnie spoglądałam. Zaczynałam rozumieć swój błąd - naiwność, czyli to, co mnie zgubiło.
Chyba zauważyłeś moją niepewność, gdyż uśmiechnąłeś się lekko. Wiał wtedy delikatny wiatr, który rozwiewał Twoje jasne włosy. Pomimo dość dziecięcej urody, sprawiałeś wrażenie niezwykle dojrzałego.
- Nie można wiecznie zadręczać się niepowodzeniami. Krycie wszystkiego w głębi siebie bywa zgubne. Każdy z nas jest jak ten pikujący ptak. Raz wznosi się w górę, by po chwili opaść w dół. To bieg losu, który bywa przekorny. My po prostu musimy patrzeć na to z chłodną rezerwą. Drwić i unikać przeciwieństw, na ile jesteśmy w stanie. Zawsze być o krok do przodu.
Właśnie wtedy zrozumiałam, że czasem jedna rozmowa wystarczy, by między dwoma zupełnie różnymi osobami pojawiła się niewidzialna nić porozumienia. Nigdy Ci tego nie powiedziałam, ale byłam wdzięczna. Ujawniłeś mi kilka spraw, otworzyłeś oczy, które uparcie zaciskałam. Mogę powiedzieć, że moje życie uległo pewnej zmianie. Od tej pory dzielnie kroczyłam u Twego boku, wystrzegając się złudzeń, niesionych przez los. Nie wiem, czy byłeś świadomy, jak bardzo byłam Ci wdzięczna.
Kolejne lata przewijały się przez karty historii jak wiosenny wiatr. Nigdy więcej nie wpadłam w dół, zastawiony na mnie przez przeznaczenie, a kiedy dopadła mnie chwila zwątpienia, wystarczyło jedno Twoje spojrzenie, bym na powrót wróciła do rzeczywistości. To było naprawdę niezwykłe. Choć tak różni, byliśmy niemal identyczni. Zupełnie jak słońce i księżyc. Zawsze gdy mówisz jedno, od razu myślisz o drugim. To już utarta rutyna, chociaż coś w tym jest. Dwa przeciwieństwa. Jasność i mrok. Dzień i noc. Żadne nie istnieje oddzielnie, jednak nigdy nie tworzą całości. A mimo wszystko… coś ich łączy.
Staliśmy się dograni. Chociaż oficjalnie utrzymywaliśmy czysto zawodowe stosunki, to nieoficjalnie tworzyliśmy parę najlepszych przyjaciół. Nigdy jednak się do tego nie przyznaliśmy. Czasem uważaliśmy to za zbyt nieprawdopodobne. Taka przyjaźń istnieć nie mogła. Jakkolwiek by nie było, zatajaliśmy przed sobą prawdę, ale nawet nam nie umknęło kilka faktów, na których myśl uśmiechaliśmy się. Patrzyliśmy w tym samym kierunku, nawet, gdy ktoś związał nam oczy. Instynktownie czy z przyzwyczajenia…? Nie było to ważne. Zawsze ramię w ramię ponad losem, zgrabnie omijając przeszkody, brnęliśmy naprzód. Na naszej wspólnej drodze nie było kamieni, ostre krzewy usuwaliśmy jednym silnym ruchem dłoni. Piaszczysta dróżka wiła się, wpadała w zakręty, ale mijaliśmy je ze spokojem. Nic nie mogło zakłócić tego spokoju, ani zerwać srebrzystej nici, łączącej nasze serca.
Teraz gorzki uśmiech wstępuje na mą twarz. Zastanawiam się nad powodem, który rozdzielił naszą drogę. Stanęliśmy na rozstaju, wbijając wzrok w dwa rozwidlenia, biegnące w zupełnie inne strony. Nie wypowiadając żadnego słowa, nie rzucając sobie ani jednego spojrzenia, zgodnie ruszyliśmy przed siebie. Początkowo równo, krok w krok, z wysoko uniesionymi głowami, jednak z czasem coraz wolniej, jakby próbując opóźnić przekroczenie progu gęstego lasu, który był już nieopodal. Pojawiały się pojedyncze drzewa, nasze sylwetki zaczynały ginąć za ich zasłoną. Lekko odwróciłeś głowę. Dostrzegłam ten charakterystyczny, ledwo widoczny uśmiech, którym obdarzyłeś mnie tamtego wieczora. Nie musiałeś nic mówić, wiem, co chciałeś mi przekazać.
Otworzyłam oczy, a moje spojrzenie mimowolnie padło na okno. Szarość, ciężkie krople bębniące o szyby i chmury bez końca ciągnące się po niebie. Cicho wypuściłam powietrze. Wstałam.
Chociaż odszedłeś, wiedziałam, że to nie koniec. Nasza historia nie dobiegła jeszcze końca. Mimo głośnego szlochu nieba i łez zalewających miasto, nie traciłam nadziei. Czułam się już spokojniejsza. Stanęłam obok masywnego, drewnianego biurka i opuszkami palców dotknęłam leżącego nań zdjęcia w delikatnej ramce. Trwało tu od czasu Twego odejścia. Wtedy jeszcze wypełniała mnie bezpodstawna rozpacz, której przyczyną byłeś Ty. Dzisiaj wiem, że nie mogę roztrząsać dawnych smutków. Jednym ruchem uniosłam ramkę i oparłam ją o metalową nóżkę. Nasze drogi się rozeszły, ale kto wie, czy gdzieś nieopodal, kilka zakrętów dalej, za rwącym strumieniem albo niskim pagórkiem na powrót się nie zbiegną? Sam powiedziałeś, że los jest nieodgadniony. A ja Ci ufam. Nie zostawisz mnie, tak jak ja nie zostawiłabym Ciebie. Wrócisz. I kiedy to zrobisz, powiem Ci wszystko to, czego nie zdążyłam. Być może odszedłeś, by pozwolić mi rozważyć kilka spraw mnie dręczących? W takim razie mogę spokojnie czekać na dzień, w którym na nowo pojawisz się w moim życiu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Trish
Hokage



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Oświęcim.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:58, 21 Lut 2010    Temat postu:

Zawsze uważałam Twoją twórczość za coś wspaniałego, ale teraz przeszłaś samą siebie. Dawno nie czytałam żadnego z Twoich opowiadań, dlatego teraz widzę taką drastyczną różnicę. Jeśli kiedyś mówiłam, że pisałaś przecudnie, to teraz nie znam słów, które odzwierciedliłyby to jak świetnie zostało napisane to opowiadanie. Nie mogę mówić tutaj o postępie, ale o rozwoju. Talent zawsze miałaś, ale talent trzeba rozwijać. Jeśli jeszcze go szlifujesz to za parę lat chcę mieć to szczęście i przeczytać jeszcze inne Twoje opowiadania, bo to było niesamowite. Zawsze Ci zazdrościłam, że umiesz wszystko opisać tak barwnie i tak trafnie, a do tego nie ma w tym żadnego przesytu ani niedosytu. Wytworzyłaś złoty środek, którego wielu przez lata nie potrafi znaleźć. Potrafisz z niczego stworzyć coś. Dla mnie Twoja twórczość jest cudowna. A Ty i tak wiesz, że zawsze byłam, jestem i będę Twoją wielką fanką ;)

Czytając to opowiadanie słuchałam piosenki "Incomplete" Backstreet Boys i niesamowicie wczułam się w ten boleśnie krótki fanfiction.
Co prawda nigdy nie byłam fanką tego pairingu, wręcz przeciwnie, ale na potrzeby sztuki jestem gotowa to zrozumieć. Zresztą Ty mi wybaczyłaś NaruSaku na grafice, więc nie mamy o czym mówić ;D
Wytworzyłaś w tym opowiadaniu niesamowity klimat. Do końca nie jestem w stanie określić czy był on smutny, czy wręcz przeciwnie. Z jednej strony rozpacz kobiety, z drugiej miłość dwóch osób. Niby dwa przeciwieństwa, dwa równe klimaty, ale razem stworzyły coś jeszcze innego, czego nie umiem nazwać. Jednak to coś było niesamowite.
W opowiadaniu zrobiłaś grę uczuć, nie grę aktorów. Chciałabym napisać teraz coś tak niesamowitego jak Ty, ale nie umiem. W zamian za to zacytuję Cię:
Uczuć nie da się sensownie ubrać w słowa. To nie lalka, którą należy odziać w piękną suknię, przewiązać aksamitną wstążką, a we włosy wpleść kolorowe, słodkie kwiaty wiśni.
Ja mam tak samo. Nie umiem ubrać w słowa to co chciałabym teraz powiedzieć ;)
O ile z biegiem czasu zapomina się o przeczytanym opowiadaniu, tak masz gwarancję, że ja o tym cytacie nie zapomnę nigdy.
Dziękuję, że znowu mogłam przeczytać coś tak wspaniałego ;)
Mam nadzieję, że nie każesz mi długo czekać na kolejne Twoje opowiadanie ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Taida
Genin



Dołączył: 11 Mar 2008
Posty: 373
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Sosnowiec.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:38, 23 Lut 2010    Temat postu:

Pochlebiasz mi, i to do tego stopnia, że kompletnie nie wiem, co mam napisać. Może na początek - zwykłe dziękuję. Nie oczekiwałam takiej oceny. Właściwie - wydawało mi się, że całość wyszła niezwykle sztywno. Dlatego cieszę się, że Ci się podobało. ; )

Jeśli mam być szczera - również ich nie lubię. Nie lubię jako pairingu. Nie lubię jako dwójki zakochanych w sobie ludzi. Wydaje mi się, że wówczas cała magia ich stosunków by zniknęła. Bezpowrotnie. Przyjaźń, którą wzajemnie się darzą jest przecież czymś o wiele cenniejszym. I chyba to właśnie ona zainspirowała mnie do napisania tego. Bo to nie jest zwykłe uczucie. Oni... oni się chyba go boją. Zarówno Toushiro jak i Rangiku nie ukazują sobie wzajemnie swego przywiązania. Wydają się wręcz go nie dostrzegać, a przecież to nieprawda. Wszyscy wiemy, jak bardzo są sobie oddani, nawet jeśli dopiero w sytuacjach naprawdę kryzysowych ich szczelna maska pęka. Chciałam to pokazać, zagrać na uczuciach Matsumoto, która zostaje opuszczona przez swego najlepszego przyjaciela. Głównym założeniem było wyeksponowanie Hitsa jako niedostępnego, chłodnego wręcz kapitana, który mimo wszystko jest wrażliwy na ból swej podwładnej. To, że jest w stanie pomóc jej w trudnych chwilach i nawiązać więź, która może stać się prawdziwą ostoją. Przy tym chciałam ukazać, że nawet mimo rozstania, ich głęboka przyjaźń przetrwa.

Trish napisał:
Wytworzyłaś w tym opowiadaniu niesamowity klimat. Do końca nie jestem w stanie określić czy był on smutny, czy wręcz przeciwnie.

Wiesz, sama do końca nie jestem pewna. W początkowych akapitach z pewnością miała to być rozpacz, choć włożyłam tam też nieco melancholii. Wiadomo, bolesnym wspomnieniom może akompaniować tylko szarość, a Matsumoto, która od dłuższego czasu odkładała na bok ból po odejściu przyjaciela - miała ostatecznie zadumać nad tą kwestią. Przez smutek miała przejść do wspomnień, pewnej nostalgii, która rozpaliła w jej sercu płomień nadziei. Przecież go znała. Skoro go znała - wiedziała, że nie zostawi jej samej. Stąd narodziła się nadzieja i spokój. Że wróci.
Generalnie - ten tekst też był pewnym... eksperymentem. Nigdy wcześniej tak bardzo nie "weszłam" w uczucia bohatera. Ba, nigdy nie potrafię przelać swych własnych uczuć w daną postać, dlatego tu próbowałam sobie wyobrazić, co może czuć Mats. Czy mi wyszło, pozostawiam do ocenie innym.
Do tego dorzuciłam też pewne metafory. Bardzo lubię teksty, które nie mówią otwarcie o pewnych sprawach, a dopiero wyobraźnia i uczucia podpowiadają właściwe rozwiązanie. Tak i miało być tu - deszcz zostal symbolem smutku, opuszczone miasto to pustka w sercu bohaterki, ścieżka, którą podążała Rangiku z Hitsem - życiem, które niestrudzenie biegnie przed siebie, zaskakując wraz z każdym przebytym metrem.

Cóż, naprawdę cieszę się, że FF przypadł Ci do gustu. ^^ Z pewnością to nie ostatni, publikuję, naturalnie, choć już nieco odmienną tematykę, coś zupełnie innego. Ale OSów nie zostawię. Przymierzam się właśnie do kolejnego. ; )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Naruto For Life. Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Style edur created by spleen & Programy.
Regulamin